Ponieważ polisolokata powódki nie spełniała tych standardów, warszawski Sąd Okręgowy orzekł nieważność umowy i nakazał zwrot kobiecie wszystkich zainwestowanych przez nią pieniędzy: 303 tys. zł z odsetkami od 2015 r. plus zwrot kosztów procesu – 29 tys. zł.

Na wyrok przyszło wielu nabywców takich lokat liczących na ich odzyskanie. Niezadowolonych z takich lokat w tym towarzystwie ubezpieczeniowym jest kilkuset. Wszczęli oni zresztą dwa pozwy zbiorowe, a niektórzy wystąpili z indywidualnymi pozwami. Nie kryli radości po wyroku, choć nie jest on prawomocny, a pozwane towarzystwo z pewnością złoży apelację.

Chciała zainwestować

Beata K., powódka, która wykupiła ubezpieczenie na życie i dożycie z UFK w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Europa (pieniądze miały być lokowane w Fundusz Pareto), wpłacając 303 tys. zł. Kiedy po 15 miesiącach zorientowała się, że tą drogą nie zarobi pieniędzy, wycofała się z lokaty, a na koncie było już wtedy tylko 180 tys. zł. Ale i tę kwotę towarzystwo zatrzymało jako tzw. opłatę likwidacyjną.

Główny zarzut powódki i jej pełnomocniczki mec. Anny Lengiewicz jest taki, że warunki tej lokaty – zawieranej aż na 15 lat i skupionej na inwestowaniu w instrumenty pochodne – były dla niej i dla wszystkich kupujących niezrozumiałe.

Ubezpieczający, tj. spółka z grupy Getin, nie miał prawa pobierać wynagrodzenia za dystrybucję (sprzedaż) ubezpieczeń na życie, stworzonych przez TU Europa, bo narusza to zasadę zaufania i lojalności pomiędzy ubezpieczającym a ubezpieczonym konsumentem, i zmniejszało stan rachunku klienta.

Z kolei pełnomocnicy towarzystwa mec. Anna Pukszto i Stanisław Sołtysik wskazywali, że była to lokata 15-letnia i nie można jej efektywności ani zyskowności rozliczać po półtora roku. Ponadto nie była to jedyna taka lokata powódki, miała zatem znaczną wiedzę o takich inwestycjach.

Nie przekonali sądu

Sąd nakazał zwrot pieniędzy. – Zawieranie tego rodzaju umów było formalnie dopuszczalne, ale w tym wypadku była ona sprzeczna z naturą takiego kontraktu, w konsekwencji – nieważna. Nie określała, jaką część tego kontraktu stanowiła funkcja ubezpieczeniowa, ochronna. Dość powiedzieć, że w wypadku śmierci ubezpieczonego towarzystwo wypłacać miało zaledwie 101 proc. wpłaconej przez klienta kwoty, nadto pomniejszonej o opłatę administracyjną – wskazał sędzia Tadeusz Bulanda.

Tak samo kontrakt nie gwarantował zysku, a stan rachunku miał być obliczany według kilkuetapowego algorytmu, nieweryfikowalnego dla klienta.

Już wcześniej sąd oddalił wniosek o powołanie dodatkowego biegłego, by te warunki zbadał, a sędzia Bulanda powiedział w uzasadnieniu wyroku, że samo pozwane towarzystwo przyznało, iż nie znało algorytmu wyliczania stanu konta (lokaty). Tak samo sąd oddalił wniosek o skierowanie pytania prejudycjalnego do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, uznając, że nie ma potrzeby pytać TSUE, gdyż polski sąd orzekający może i powinien wziąć na siebie trud wyłożenia tych regulacji.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Mariusz Korpalski radca prawny z Komarnicka Korpalski kancelaria prawna

Kwestie, którymi zajmował się dziś Sąd Okręgowy w Warszawie, są wspólne dla wielu tzw. produktów finansowych. Obserwacja braku ekonomicznego sensu umowy dla klienta, zawarta w stwierdzeniu „ani ubezpieczenie, ani inwestycja”, pojawiła się już np. przy okazji opcji walutowych, które oceniane rozsądnie ani nie były zabezpieczające, ani inwestycyjne. Dowolność w ustalaniu świadczeń stron też jest częstym problemem, np. w przypadku kredytów indeksowanych. Na szczęście coraz bardziej jednolite stanowisko SN wskazuje, że zarówno sens ekonomiczny umowy, jak i jednoznaczność rozliczeń to konieczne cechy ważnej umowy finansowej.

Sygnatura akt: I C 889/16